Dekoratornia
Czas na kolejną odsłonę mieszkania, w którym dwa tygodnie temu spędziliśmy sporo czasu. Parapetówka minęła. Gruzy „po” zostały wyniesione. Lokator oswoił się z nowymi „czterema kątami”. Oznacza to jedno – czas na iminową fotorelację projektu.
Wpis ten poświęcimy generalnemu wyglądowi pokoju jego właściciela, jednak Waszą szczególną uwagę chcemy skupić na lampach. Ale dlaczego… no dlaczego? A no dlatego, że są i tanie, i fajne, i iminowo (czyt. samodzielnie) wykonane.
Coś nam mówi z tyłu głowy, że pamiętacie muzykalność naszego bohatera – gitarka tu, winyl tam, piecyk jeszcze gdzie indziej. Normalnie musieliśmy powiązać te fakty podczas kreowania „wizerunku” lampy. Pan M. jest gitarzystą i ma naturalne uwielbienie do kabli – zwłaszcza czarnych, mięsistych, o takich, pasujących do przewodów łączących gitarę z piecykiem właśnie. Pobiegliśmy do hurtowni, kupiliśmy kabli tonę, no i poplątaliśmy je tak, żeby odwzorowywały artystyczny, sceniczny nieład. Niby łatwe zadanie, ale poplątanie kabli tak, żeby wyglądały ładnie, wcale nie było takie proste. „Trochę” się z tym bawiliśmy.
Przyjrzyjcie się żarówkom – ręcznie robione, z naturalnymi skazami na szkle, idealnie pasują do buntowniczego charakteru naszego dirty rockmana. Z resztą jak sama lampa – minimalista, bez kloszy (chwała mu za to), z odsłoniętymi, czarnymi oprawkami. Yeah – mamy na koncie kolejną, własnymi ręcami, zrobioną lampę. Spróbujcie tej zabawy w domu – wystarczy fajny kabel, równie niezła żarówka – i hulaj dusza, piekła nie ma.
Co by udowodnić jak kabel pasuje do kolejnej (!!!) gitary w mieszkaniu tego młodzieńca – małe zestawionko powyżej 🙂 Przy okazji – supełek z pętelką utworzony z kabla to kolejna „odnoga” iminowej lampy. Połączona z macierzą, ale jednak samodzielna, prezentuje się tak:
Na jej końcu nasza ulubiona, vintage’owa żarówka z turbofajnym żółtym światłem:
Dumnie opatrzona iminowym logo…
… i hasłem:
Oprawkę zamontowaliśmy taką, aby dawała możliwość wyłączenia, bez konieczności wstawania od stołu. Mały sznurek, a ile radości. Pociągniesz za niego – żarówka się świeci, pociągniesz ponownie – się nie świeci 🙂
Są jeszcze inne atrakcje. Na przykład rolety. Pomalowaliśmy je na zielono, by odwzorowywały butelkowy kolor (tu na myśl przychodzi pewien napój – zgadnijcie jaki :)). Mały dokument potwierdzający wykonaną robotę przez imin:
I efekt końcowy:
Zupełnie serrio mówiąc, wiedzieliśmy jakim prezentem organizator parapetówki będzie obdarowany, więc kolor rolet dopasowaliśmy do niego:
Z dodatkowych atrakcji przewidzieliśmy również lewitującą gitarę:
Która tak naprawdę trzyma się na sprytnym haku, niewidocznym z odpowiedniej perspektywy:
To by było na tyle. Mamy nadzieję, że spodobała Wam się iminowa rewolucja, która całkowicie odmieniła pokój jego właściciela, a pochłonęła jedynie kilkaset złotych (wliczając w to farby, pędzle, wałki, gładź, lampy, żarówki, dywaniki ect). Jest tanio i z charakterem. small things Big changes – pamiętajcie.
Poniżej, jak to u nas bywa, galeria zdjęć – do przeglądania i klikania.